Polskie wino w rozkwicie
Miała zostać lekarzem, wybrała branżę winiarską. Obecnie prowadzi rodzinną winiarnię, łącząc znajomość wina z doświadczeniem gastronomicznym, które zdobyła w paryskiej szkole kulinarnej oraz w restauracji wyróżnionej przez Przewodnik Michelin. O polskim winiarstwie rozmawiamy z Beatą Jantoń, właścicielką winnicy i winiarni Dom Jantoń.
Jaka historia stoi za powstaniem Domu Jantoń?
Wszystko zaczęło się od mojego taty, który jedenaście lat temu posadził pierwsze krzewy winorośli. Na początku było ich kilkanaście, wystarczająco, aby robić wino hobbystycznie, dla rodziny i przyjaciół. Z czasem krzewów przybyło, a ja zaczęłam coraz bardziej interesować się winiarstwem. Gdy trzeba było zdecydować, jaką ścieżkę kariery wybrać, postanowiłam profesjonalnie zająć się właśnie tą dziedziną.
Obecnie winnica cały czas się rozwija. Prowadzę ją, czerpiąc z ogromnego doświadczenia mojego taty.
Co wyróżnia Dom Jantoń na winiarskiej mapie Polski?
Przede wszystkim wiedza i doświadczenie. Z moich obserwacji wynika, że większość polskich winnic została założona przez ludzi, którzy wcześniej nie mieli z winiarstwem nic wspólnego. Po prostu spodobała im się ta tematyka. Trzeba mieć świadomość, że robienie wina nie jest ani proste, ani oczywiste.
Dom Jantoń powstał na bazie doświadczenia mojego taty, który całe życie pracował w branży winiarskiej. Dzięki temu, że odwiedził mnóstwo winnic na całym świecie, wie, jak wygląda ten biznes.
Ogromne znaczenie ma także nasz zespół, w tym enolog z ponad dwudziestopięcioletnim doświadczeniem. Takich ludzi jest garstka. Niewiele jest również osób, które, podobnie jak ja, zajmują się winiarstwem, mając doświadczenie w branży gastronomicznej.
Jak wyglądały Pani początki w świecie wina?
Tematyka związana z winem towarzyszy mi od dziecka. Stało się ono naszą rodzinną pasją. Choć początkowo planowałam pójść na medycynę, zaledwie trzy miesiące przed maturą doszłam do wniosku, że to jednak nie to, czym chciałabym zajmować się w życiu. Ta decyzja była szokiem dla moich bliskich, których, od podstawówki do liceum, przekonywałam, że zostanę lekarzem (śmiech). Tak się jednak, całe szczęście, nie stało.
Zamiast studiów lekarskich wybrałam biotechnologię na krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. Po odebraniu dyplomu nabrałam pewności, że chcę iść w kierunku winiarskim. Przez to, że w tamtym czasie w Polsce nie było takich możliwości, wyjechałam do Francji, do Bordeaux, które nie bez przyczyny jest postrzegane jako kolebka francuskiego winiarstwa. Tam ukończyłam dwuipółletnie studia na dwóch kierunkach - jeden na Université de Bordeaux z enologii, a drugi na uczelni rolniczej, Bordeaux Science Agro, z zakresu zarządzania winnicą i winiarnią. Między dyplomami brałam również udział w kursach sommelierskich - Wine & Spirit Education Trust. Skończyłam trzy z czterech poziomów, aby wiedzieć nie tylko, jak robić wino, ale także poznać konteksty geograficzne i kulturowe oraz rozumieć zasady food pairingu.
Ma Pani za sobą również wiele zagranicznych praktyk, zarówno winiarskich, jak i kulinarnych. Które z nich miały największy wpływ na kierunek Pani działalności?
Mówi się, że wiedza to jedno, a praktyka drugie, dlatego po studiach, aby nabrać doświadczenia, zaczęłam pracować we francuskiej winiarni. Chciałam także zobaczyć, jak wygląda sytuacja w innych krajach, więc w dalszej kolejności odwiedziłam Hiszpanię i Anglię. Staże były doskonałą okazją, aby wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce.
Dużą rolę w kształtowaniu mojej działalności odegrało również zamiłowanie do kulinariów. Tak naprawdę, zanim na poważnie zaczęłam interesować się winem, moją największą pasją było jedzenie i gotowanie. Marzyłam o skończeniu szkoły kulinarnej Le Cordon Bleu w Paryżu. Udało się! Ukończyłam tzw. Grand Diplôme, czyli roczny program obejmujący zarówno gotowanie, jak i cukiernictwo. To było niesamowite przeżycie. Oczywiście nie było łatwo, ale nie żałuję.
Ukończenie Le Cordon Bleu stało się przepustką do stażu w paryskiej restauracji wyróżnionej przez słynny Czerwony Przewodnik. To było wyjątkowe miejsce. Niewielki lokal usytuowany w sercu Paryża, pięć minut od wieży Eiffla. Ciekawym dodatkiem była możliwość obserwowania, w jaki sposób tamtejsza szefowa kuchni zarządza pracownikami oraz jak łączy pracę z życiem prywatnym. Było to wyzwanie, w którego trakcie, przez pół roku, dowiedziałam się więcej o kuchni niż podczas nauki w prestiżowej szkole (śmiech).
CAŁY ARTYKUŁ <KLIKNIJ TUTAJ>