Być kobietą... w gastronomii
Żyjemy w czasach, w których kobiety nie tylko mogą studiować i głosować, być kierowcą autobusu, spawaczem, szefem koncernu, ale również zostać premierem czy też prezydentem kraju, czego koronnym przykładem jest pięć kobiet - premier i szefowe partii koalicyjnych nowego rządu w Finlandii. To jest już codzienność, zwykłe życie, ale czy wszyscy mentalnie bądź kulturowo do tego dorośliśmy? Chyba wciąż nie.
Obecnie mamy aktywny ruch feministyczny, gdzie walka o równe traktowanie oraz możliwość samostanowienia kobiet o sobie, a szczególnie o swoim ciele, jest na porządku dziennym. Obserwując posty w mediach społecznościowych i często mniej lub bardziej szowinistyczne komentarze, jest w tej materii wiele do zrobienia. Przyglądam się i jestem uczestnikiem tych wszystkich zmian oraz dyskusji w różnych środowiskach. Nie ze wszystkim się zgadzam, czasami mam zupełnie odwrotne zdanie na określony temat, ale szanuję wysiłki wszystkich na rzecz równego traktowania.
Nie jestem zwolenniczką feminizowania nazw, jak psycholożka, szefowa itd. Wolę być szefem kuchni aniżeli szefową, ponieważ tak jak to w naszej kuchni twierdzimy, w pracy jest się osobą wykonującą określone zadania, a nie mężczyzną lub kobietą. W tym momencie najczęściej słyszę, że kobieta nie przeniesie 15 kg worka ziemniaków lub 30 l garnka itd. Jednak wielokrotnie spotkałam się ze mężczyznami, którzy też nie podnosili takiego garnka, bo albo byli za słabi, albo mieli problemy z kręgosłupem itd. Zatem nie tylko płeć, ale przede wszystkim możliwości fizyczne nas ograniczają.
Szefowie kuchni powinni w końcu otworzyć oczy i docenić pracę kobiet w kuchni. Każdy kucharz, bez względu na płeć, powinien stanąć na wszystkich stacjach, czy to kuchnia zimna, ciepła, grill, desery itd. Ocena jego pracy powinna obejmować tylko faktyczne predyspozycje, a nie odnosić się do płci. Nadal często spotykamy się z podejściem, że kobieta kucharz może robić sałatki, makaron, pierogi, ale już grill, sosy czy wydawka są zarezerwowane dla mężczyzn. Tymczasem mam wrażenie, że kobieta będąca szefem kuchni zwraca większą uwagę na jakość swojej pracy, przez co może być postrzegana przez mężczyzn jako upierdliwa szczególantka. Jednak to właśnie takie cechy powodują, że końcowy efekt naszej pracy jest jakościowy.
W moim poprzednim zawodowym życiu tworzyłam z sukcesem mieszane zespoły i to moje osobiste doświadczenie sprawdza się także w kuchni. Równowaga wszędzie jest pożądana. Nie chodzi tutaj o liczebną równość. Czasami jedna kobieta i pięciu mężczyzn stworzą superzespół. Innym razem spotkają się takie osobowości, że będzie wręcz odwrotnie, jeden mężczyzna i cztery panie będą potrafili przesuwać przysłowiowe góry. Dlatego czasami sztuczne parytety nie do końca się sprawdzają. Jednak aby dać szansę kobietom, można, a może nawet należy, je wprowadzać... z czasem staną się zbędne.
Płeć mózgu istnieje i możemy rozróżnić cechy zwyczajowo przypisywane kobietom i mężczyznom. Jednak coraz częściej wiele kobiet ma cechy męskie, a panowie często mają cechy damskie. Taki jest świat i negowanie tego faktu nic nie zmieni. Czas najwyższy, abyśmy zaczęli się wzajemnie szanować, akceptować, rozumieć różnice i je pozytywnie wykorzystywać, a nie powielać stereotypy. Same kobiety też powinny zacząć patrzeć na siebie wzajemnie z akceptacją. Niestety, wiele jest sytuacji, gdzie nie ma wśród nas zwyczajnej sympatii. Tego powinnyśmy nauczyć się od mężczyzn.
Już w szkole podstawowej chłopcy nawet jak się pokłócą, to następnego dnia nikt o tym nie pamięta, podczas gdy dziewczynki długo noszą w sobie urazę i rozpamiętują każdy incydent. Niestety, te zachowania powracają w dorosłym życiu. Oczekując więcej zrozumienia i akceptacji, mamy, jako kobiety, też swoją lekcję do odrobienia.
autor: Iwona Niemczewska - szef kuchni i właścicielka restauracji "Z drugiej strony lustra" w Szczecinie