Co wyborcze obietnice zrobią z gastronomią?

Co wyborcze obietnice zrobią z gastronomią?

Przez lata nasłuchaliśmy się wielu rządowych obietnic, jednak te ostatnie, jeśli doszłyby do skutku, mogą nieźle namieszać nie tylko w gastronomicznym świecie, ale również całej naszej gospodarce.  Chodzi o podwyższenie pensji minimalnej - najpierw do 2 600 brutto, później do 3 000 brutto, by w 2023 roku dobić do 4000 złotych brutto, co dla niejednego restauratora może być początkiem końca jego gastronomicznej przygody.

Płaca minimalna to pewnego rodzaju forma przymusu, skłaniająca do zapłacenia pracownikowi określonej w ustawie kwoty, która w obecnej chwili wynosi w Polsce 2250 brutto, co na rękę daje 1633 zł, ale koszt pracodawcy w tej sytuacji to ponad 2710 złotych brutto. Rodzi się zatem pytanie: gdzie ginie 1077 złotych? To jest tzw. klin podatkowy czyli różnica pomiędzy kwotą, którą płaci pracodawca a kwotą, którą otrzymuje pracownik do swojej kieszeni.

Jeżeli zgodnie z zapowiedziami polityków wzrośnie płaca minimalna do 3000 brutto w 2021 roku i 4000 zł w 2023 roku ten wspomniany klin podatkowy, czyli różnica między kosztem pracodawcy, a tym, co otrzymuje pracownik również się zwiększy. W 2021 roku będzie on wynosił ok. 1457 zł, natomiast w 2023 roku ? ok. 1965 złotych  A jeśli dodatkowo sobie to przemnożymy przez liczbę osób pracujących za płacę minimalną (według GUSu jest to 1,5 mln osób), to okazuje się, że do budżetu państwa będą trafiały miliardowe kwoty z tytułu podatku dochodowego (przy minimalnym wynagrodzeniu 4 000 brutto będzie to ok. 16 miliardów złotych) , a także podatków konsumpcyjnych, wynikających z wyższej nominalnie konsumpcji gospodarstw domowych. A że jesteśmy przed wyborami, to wiadomo że rząd będzie szukał dodatkowych źródeł, żeby móc obiecać kolejne świadczenia swoim wyborcom. Pamiętajmy jednak, że rząd nic nie daje, bo nie ma własnych pieniędzy tylko dysponuje pieniędzmi podatników. To właściwie pozwala nam już wyciągać wnioski, że te pomysły o wprowadzeniu tak wysokiej płacy minimalnej są szalone i zupełnie nieodpowiedzialne, ale za to bardzo cwane. Bo właśnie w taki sposób rząd zapewnia sobie większe wpływy do budżetu i kupuje wyborców.

Płacowo-cenowa spirala

Zdarza się, że w gospodarce uruchamia się spirala płacowo-cenowa tzn. jeśli ci, którzy otrzymują płacę minimalną dostaną podwyżkę, to także inni pracownicy upomną się o nią. Wyobraźmy sobie sytuację, w której w restauracji pracuje kierownictwo, zarabiające kilka tysięcy złotych na rękę , a także część pracowników na najniższych stanowiskach i o najniższych kwalifikacjach, otrzymując płacę minimalną. I teraz, jeśli ktoś otrzymuje płacę minimalną i ona jest waloryzowana w oderwaniu od wzrostu wydajności pracy, czyli ten o najniższych kwalifikacjach i minimalnych wymaganiach nie musi nic robić, żeby otrzymać wyższe wynagrodzenie co roku, rodzą się wątpliwości wśród tych, którzy zarabiają więcej. Jeśli więc wzrasta płaca minimalna, to presja innych pracowników może sprawić że wzrosną tez inne płace.  A to z kolei generuje kolejne pieniądze dla budżetu państwa. Dodatkowo, jeśli ludzie mają więcej pieniędzy, to więcej konsumują. A jeżeli więcej konsumują, to do budżetu płynie kolejny strumień w postaci podatku VAT i akcyzy. Szacuje się, że taka efektywna stopa podatkowa VAT wynosi w Polsce ok 16 proc. czyli jeśli kupimy towaru za te ok. 1000 zł dodatkowego wynagrodzenia, to w podatkach do budżetu Państwa trafia około 160 złotych, czyli przy 1,5 milionach ludzi zarabiających najniższą krajową jest to suma 240 mln złotych

Jak odczują to restauratorzy?

Planowane zmiany uderzą we wszystkich restauratorów, którzy na obecną chwilę zatrudniają ludzi z minimalnym wynagrodzeniem. I zarówno restaurator, prowadzący jedną restaurację, jak i taki, który prowadzi kilka czy kilkanaście lokali gastronomicznych odczuje to równie mocno. W tej sytuacji restauratorzy mają kilka wyjść. W pierwszej kolejności, jeśli uznają że pracownik nie jest wart tych pieniędzy to go po prostu zwolnią. Po drugie mogą uciekać w inne formy zatrudnienia, jak umowa zlecenie czy nawet umowy o dzieło, lub będą wręcz uciekać do szarej strefy i płacić swoim pracownikom ?pod stołem?. Możliwe, że te niekorzystne zmiany uderzą jednak bardziej w małe lokale ? małe restauracje czy kawiarnie.

Jeżeli wzrośnie płaca minimalna to wzrosną koszty prowadzenia działalności, a te restaurator, który pewnie bazuje na niewielkiej marży będzie musiał przerzucić na klientów restauracji w postaci wyższych cen. Jako że finalna cena dań w restauracji jest wypadkową wielu czynników, najprościej jest się w tym przypadku odnieść do wskaźnika cen czyli inflacji rok do roku. Inflacja wynosząca w tym roku około 3 proc. moim zdaniem wskutek wzrostu płacy minimalnej może podskoczyć w niedalekiej przyszłości nawet do 6-7 proc. co oczywiście będzie podstawą do zmian cen w restauracjach. I myślę że te akurat wzrosną o więcej niż te 6-7 proc.  gdyż korzystanie z restauracji nie jest dobrem podstawowym, raczej uznalibyśmy je za dobro luksusowe i w związku z tym wzrost cen w restauracjach może być wyższy, aby przy okazji wyprzedzić już ewentualne kolejne wzrosty kosztów prowadzenia działalności (np. kolejne obciążenia podatkowe).

Zmiany niejedną mają twarz

Częściowo negatywny efekt planowanych zmian będzie zniwelowany przez fakt, że już teraz restauratorzy muszą podnosić płace ze względu na sytuację na rynku pracy. Coraz trudniej jest bowiem znaleźć pracownika, który będzie skłonny pracować za najniższa krajową w sytuacji tak niskiego bezrobocia.  Kolejna kwestia dotyczy raczej sieci lokali gastronomicznych, gdzie możemy się spodziewać substytucji pracy kapitałem, czyli ludzi mogą zastąpić maszyny jak w przypadku kiosków samoobsługowych. Natomiast trudno jest sobie to wyobrazić w przypadku małej kawiarni, w której zatrudnionych jest łącznie osiem osób. Może się zdarzyć również tak, że restauratorzy będą chcieli zrekompensować sobie wyższe kwoty pracownika legalizując to, co dzisiaj znajduje się w szarej strefie czyli napiwki. Przez co ucierpi na tym pracownik, który otrzyma napiwek pomniejszony o kwotę podatku lub wręcz w ogóle go nie otrzyma. Gdy rośnie płaca minimalna to pracodawcy ogólnie mają tendencję do obniżania czy wycofywania się z dawania swoim pracownikom pozapłacowych świadczeń (karnety sportowe, karnety lub bilety na wydarzenia kulturalne, imprezy firmowe, świadczenia o charakterze socjalnym) bądź premii.

Iluzja pieniężna

Warto również wspomnieć o tym, że ludzie bardzo często ulegają tzw. iluzji pieniężnej - zauważają zmiany nominalne, ale nie zauważają zmian realnych, czyli że jednocześnie wzrosły płace oraz ceny i że kiedyś np. za 2500 złotych można byłoby zrobić większe zakupy niż obecnie za 4000 złotych.  Osobiście mam nadzieję że obietnice te nie zostaną zrealizowane, gdyż będzie to katastrofalne w skutkach nie tylko dla restauratorów ale ogółem przedsiębiorców, dla tych zarabiających więcej niż płaca minimalna (gdy ich płace nie wzrosną), ale też dla całej gospodarki, gdyż ta straci konkurencyjność, a ponadto przyspieszy to inflację. Dużym problemem płacy minimalnej jest fakt że ona bardzo często zmienia się w oderwaniu od wzrostu wydajności pracy. Bo chyba każdy z nas by się zgodził z tym że jeżeli wydajność pracy pracownika wzrasta, to ma prawo oczekiwać wyższego wynagrodzenia. Gdyby ta płaca minimalna  szła za wzrostem wydajności pracy byłoby to właściwe. Płaca średnia tym torem często podąża natomiast minimalna wyraźnie nie. Płaca minimalna rośnie szybciej niż wydajność pracy.

W myśl rządzących zmiana ta  ma doprowadzić do zwiększenia poziomu innowacyjności gospodarki oraz inwestycji. Niestety nie w taki sposób doprowadza się do wzrostu inwestycji w gospodarce.

dr Michał Borychowski

Adiunkt, Katedra Makroekonomii i Gospodarki Żywnościowej

Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu