Klauzula rebus sic stantibus, czyli o ryzyku gospodarczym restauratora
Choć wydaje się, że okres największych podwyżek cen powoli mamy za sobą, a nasza sytuacja gospodarcza wydaje się stabilizować, wielu restauratorów nadal ma problem z wykonaniem umów, które zawarte zostały z dużym wyprzedzeniem, zaś termin ich realizacji znacząco został przedłużony w czasie. W zdecydowanej większości dotyczy to, rzecz jasna, umów na organizację przyjęć okolicznościowych, w tym zwłaszcza przyjęć weselnych. Stąd całkowicie zrozumiała wydaje się potrzeba podwyższenia cen. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze jest ona prosta do wprowadzenia. I uzasadniona.
Podwyżki w umowie, bez umowy, w limicie i poza limitem
Idealną wręcz drogą do wprowadzenia podwyżek cen w umowie i dostosowania wysokości wynagrodzenia do aktualnie obowiązujących cen jest oczywiście zastrzeżenie możliwości wprowadzenia podwyżki już w samej umowie. Musimy tylko pamiętać o tym, że umowa powinna przewidywać limit takiej podwyżki oraz zawierać wyszczególnienie, podwyżka jakich kosztów może nieść za sobą podwyżki cen umownych. Samo wprowadzenie podwyżki, która ma w tym wypadku formę jednostronnego oświadczenia woli restauratora kierowanego do drugiej strony umowy, powinno zaś zawierać uzasadnienie wprowadzanych podwyżek. Najlepiej w formie porównania cen w momencie zawierania umowy i obecnie.
Zdarza się jednak czasem, że zawarty w umowie limit podwyżek był zbyt niski i okazał się niewystarczający, aby pokryć aktualne podwyżki cen. Zdarza się również, że umowa na temat podwyżek milczy. W takiej sytuacji, powołując się na podwyżki cen, wykazując zmianę cen, a tym samym kosztów organizacji przyjęcia jaka nastąpiła od czasu zawarcia umowy, restaurator może oczywiście zaproponować podwyższenie wynagrodzenia. Niemniej jednak będzie to tylko jego propozycja, którą druga strona musi zaakceptować. A jeżeli tego nie zrobi, restaurator musi umożliwić drugiej stronie bezkosztowe rozwiązanie umowy - powinien zatem zwrócić wpłacony zadatek bądź zaliczkę. Nie możemy bowiem zmusić drugiej strony do zaakceptowania nowego, podwyższonego jednostronnie wynagrodzenia.
Zwykłe ryzyko gospodarcze
Musimy bowiem pamiętać, że o ile oczywiście restaurator ma prawo bronić się przed galopującą inflacją i zwyżkami cen, o tyle to on, a nie druga strona umowy jest profesjonalistą i powinien należycie dbać o swoje interesy już na etapie zawierania umowy. Przede wszystkim powinien zatem zapewnić sobie możliwość podwyższenia wynagrodzenia, zwłaszcza jeżeli podpisuje umowy, które wykonywane będą za rok, dwa lub trzy.
Co więcej jednak, to obowiązkiem restauratora jest, aby stworzyć właściwą ofertę, odpowiednio skalkulować ceny, przewidzieć również możliwe podwyżki cen, a przynajmniej możliwość dostosowania do nich ustalonego pierwotnie wynagrodzenia. Ostatecznie nieodłącznym elementem prowadzenia działalności jest bowiem ryzyko, jakie wiąże się z jej prowadzeniem - ryzyko gospodarcze, biznesowe, kontraktowe. Niezależnie od tego, jak je nazwiemy, jest ono permanentnie wpisane w prowadzenie działalności gospodarczej.
To bardzo niepopularne co teraz napiszę - wiem - trudno, nie jest to jednak moje zdanie, tylko stanowisko wielokrotnie podkreślane, chociażby w orzecznictwie sądów, zgodnie z którym to, że podmioty obrotu gospodarczego prowadzą działalność w celu osiągnięcia zysku, nie oznacza przy tym, że każde przedsięwzięcie, w jakim uczestniczą, musi im zagwarantować jego osiągnięcie. Nie ulega zaś wątpliwości, że strony zawierające umowę muszą ponieść zwykłe ryzyko kontraktowe, jakie wiąże się ze stałymi, normalnymi zmianami zachodzącymi w stosunkach społeczno-gospodarczych.
Sądy jasno wskazują tym samym, iż podpisywanie umów na kilka lat do przodu, nierozerwalnie wiąże się z pewnym ryzykiem, że nie osiągniemy zysku na zakładanym wcześniej poziomie, a ryzyka tego nie wolno przerzucać na drugą stronę umowy.
Nadzwyczajne ryzyko kontraktowe
Niewątpliwie zdarzają się jednak przypadki, kiedy sytuacja gospodarcza zmienia się na tyle dynamicznie, iż nawet najbardziej ostrożny i przewidujący restaurator, nie jest w stanie przewidzieć przyszłego poziomu inflacji czy też podwyżek, co więcej - nie są w stanie uchronić go przed nimi nawet najlepsze zapisy umowy.
Nie można przecież zapisać w umowie, że ewentualna podwyżka wynagrodzenia może wynieść 80 proc. czy 90 proc. ceny wyjściowej, bo nikt nie chciałby jej podpisać, a restaurator proponując takie rozwiązania, stałby się bardzo mało konkurencyjny wobec innych restauratorów działających na rynku.
I tutaj dopiero pojawia się tytułowa klauzula rebus sic stantibus. Jest to tzw. klauzula nadzwyczajnej zmiany stosunków. Co ważne, nie uprawnia ona do jednostronnego narzucenia nowego, podwyższonego wynagrodzenia drugiej stronie umowy, ale takie uprawnienie - w przypadku spełnienia przesłanek określonych w przepisie art. 3571 kodeksu cywilnego - otrzymuje wyłącznie sąd. Aby jednak w ogóle móc mówić o zastosowaniu klauzuli rebus sic stantibus, konieczne jest łączne zaistnienie aż czterech przesłanek, tj. (1) źródłem powstania zobowiązania musi być umowa, (2) zmiana stosunków pomiędzy stronami kontraktu musi mieć charakter nadzwyczajny, (3) zmiana stosunków musi nieść ze sobą nadmierną trudność w spełnieniu świadczenia lub grozić jednej ze stron rażącą stratą, czego strony - zawierając umowę - nie przewidywały, (4) między przesłankami drugą i trzecią musi zachodzić związek przyczynowy.
Jak wynika z powyższego, zmiana stosunków gospodarczych musi mieć charakter wyjątkowy, niespotykany - w piśmiennictwie wskazuje się, że chodzi tutaj o takie sytuacje jak hiperinflacja (a więc utrzymującym się przez dłuższy czas wzrostem cen o minimum 50 proc. miesięcznie), gwałtowny spadek dochodu narodowego, czy masowe upadłości przedsiębiorstw. Co więcej, nadzwyczajna zmiana stosunków gospodarczych musi grozić przy tym jednej ze stron rażącą wręcz stratą - nie chodzi tu więc o sytuację, w której restaurator może osiągnąć mniejszy zysk lub nawet nie osiągnąć go wcale, ale musi być zagrożony poniesieniem rażącej straty. Co najważniejsze, musi to być taka zmiana stosunków, której strony nie mogły, przy zachowaniu należytej staranności, przewidzieć w momencie zawierania umowy.
Powyższe powoduje, iż zastosowanie klauzuli rebus sic stantibus w praktyce jest niezwykle trudne. Bo choć ceny w Polsce szaleją, z pewnością nie dotknęło nas zjawisko hiperinflacji. Choć z pewnością podwyżki cen mają wpływ na wysokość osiąganego przez restauratorów zysku, wierzę w to, że w większości przypadków nie powodują one jednak po stronie restauratorów rażących strat. Ostatecznie ważna jest sama data zawarcia umowy. O ile bowiem jeszcze na początku ubiegłego roku mogliśmy nie przewidywać m.in. wybuchu wojny w Ukrainie i związanego z tym kryzysu energetycznego, trudno powoływać się na klauzulę rebus sic stantibus w przypadku umów zawieranych jesienią 2022 roku, kiedy mleko już się rozlało i skala i rozmiar podwyżek były praktycznie powszechnie znane.
Nie twierdzę jednocześnie, że to martwy przepis, niemożliwy do zastosowania. Musimy być jednak bardzo ostrożni w powoływaniu się na klauzulę rebus sic stantibus przy wprowadzaniu podwyżek wynagrodzenia. Klauzula rebus sic stantibus nie stanowi bowiem cudownego antidotum na problemy restauratorów z obecnym kryzysem gospodarczym, a przede wszystkim nie niweluje zwykłego ryzyka gospodarczego.
Jeżeli zatem nie chroni Cię w tym zakresie zawarta umowa, prawdopodobnie będziesz musiał polegać na dobrej współpracy z drugą stroną umowy poprzez przekonanie jej, że podwyżki są konieczne, a kiedy drugiej strony mimo wszystko przekonać się nie uda, poprzez umożliwienie jej bezkosztowego rozwiązania umowy.
A cały ten wywód o klauzuli rebus sic stantibus znalazł się tu również po to, aby wiedzieć, czy też móc ocenić, czy kierowane do drugiej strony pisma w przedmiocie podwyższenia wynagrodzenia powinny być utrzymane w tonie żądania, czy też prośby. Osobiście zdecydowanie polecam to drugie.
Autor: Marta Kosecka, adwokat, właścicielka Kancelarii Adwokackiej w Gdyni, autorka bloga przepisnagastronomie.pl