Witaj w naszych progach Młody Smakoszu
autor: Agata Wojda
Przeogromna ilość kolacji i kulinarnych spotkań adresowana jest wyłącznie do dojrzałych konsumentów. Książka rezerwacji piątkowych lub sobotnich miewa dopiski tuż przy nazwisku, że ładny stolik proszę zaznaczyć bo gość ma urodziny, będzie się oświadczał lub właśnie został doktorantem. Mile widziane coś w co da się wbić świeczkę, mały gratis od restauracji, odśpiewanie ?sto lat? i konieczna na ten ważny moment szczególna atencja obsługi.
No to co powiecie na święto najmłodszych gości naszych restauracji czyli dzieci!? Musujące wino odpada, kwiaty wyniesione z zaplecza również a balony z koroną wezmą sobie tam gdzie zawsze na nich czekają. Połowa z nich wizytę na kolacji uważa za nudną, kombinując dość skutecznie jak oderwać się od stołu i opuścić przymus jedzenia. Dziecięcy kącik od wejścia ściąga wzrok i szczęśliwi ci którym od początku wolno składać klocki. Innym zezwolono na kreskówki z tableta lub nieprzerywane wsuwanym do ust widelcem, hipnotyzujące granie palcem po ekranie maminego smartfona. Negocjacji co do menu nie będzie, w większości przypadków rodzicielka zjeżdża szybkim wzrokiem w dół, przewraca okładkę upewniając się czy aby nie przeoczyła niemożliwego przecież braku frytek, pomidorowej i nuggetsów w menu. Popularne jest to, że Staś lub Amelka karty nawet nie dotknie bo mama ma scenariusz.
Mam w pamięci czteroosobową rodzinę z dwójką, jeszcze przedszkolaków zaczytanych po uszy. Potem nastąpiła ogromna degustacja, na środku stanęło kilka różnych dań po jednej porcji a każdy włożenia swojego widelca w kolejne nie przegapił. Nie wytrzymałam, opuściłam rejony kuchni i popędziłam pogratulować zainteresowania i naturalności z jaką spotkały się nasze dania. Tajemnica sukcesu tkwiła w regularności jadania kolacji poza domem, zmieniania restauracji i nie opieraniu swoich wyborów na przyzwyczajeniach. Wiadomo, na dobrą pizzę z ciągnącym się serem zawsze ma się ochotę. Tutaj zasada była stała, nie wracamy za tydzień ponownie, nie podpowiadamy, dzieciaki też wskazują palcem co dziś próbujemy. Model francuskiego wychowania przyszłego smakosza. Nie jednego z czytelników zdziwi opublikowany raport nielubianych smaków przez tutejsze pięciolatki. Nie szło im delektowanie się ostrygami, móżdżkiem, wątróbką ,gotowaną cykorią i cynaderkami za to o szpinaku, sałacie, brukselce, rybach, małżach i soczewicy, nie było słowa. W zaprzyjaźnionej rodzinie z południa Francji co piątek pojawia się na lodówce przytwierdzone magnesem przedszkolne menu na nowy tydzień. Trzydaniowy posiłek nie różni się od tego, który najprawdopodobniej dorosły tata zje w zakładowej kantynie na lunch a ja w wybranej tamtejszej restauracji.
Nigdy nie szykowałam oddzielnego menu dla dzieci ale przy każdym tworzonym do regularnej karty uwzględniałam możliwość podania go najmłodszym. Po drobnych modyfikacjach. O ile żaden kucharz nie lubi przewrotu w swoich projektach, wymiany kaszy z kaczki na kopytka spod królika o tyle akurat wobec dziecięcego gościa ja robię to z największą ochotą. Uprzedzając kłopoty sos podaję obok, powstrzymuję estragon i natkę przed wsypaniem do bulionu, z ryb wybieram mięsisty kawałek. Cuda w negocjacjach z rodzicami czyni moja osobista obecność i zapewnienie przy stole, że świadomi jesteśmy przeciwnika. Wyserwujemy połówkę dania, przyspieszymy główne przed przekąskami lub zastopujemy dorsza mamy aby spokojnie mogła nakarmić zupą delikwenta. Możemy pokazać kuchnię, wielką ośmiornicę i dać muszelki po ślimakach na pamiątkę. Krótko mówiąc współpracujemy i staramy się podobnie jak z dorosłym piątkowym solenizantem, który ma swój wielki dzień.
Zaryzykujcie i stwórzcie wyjątkowy Dzień Dziecka w Waszej restauracji. Podobny do tych dorosłych, z autorskimi menu. Intuicyjnie wiemy wokół jakich smaków porusza się młody smakosz, skomponujcie mu degustację i osobne menu uwzględniając pokoleniową niechęć do np.ostrego, cynamonu, koperku. Świetnie Wam idzie z domowymi koktajlami zatem przenieście któryś z nich specjalnie tu. Wpiszcie w grafik najsympatyczniejszych kelnerów, którzy właśnie dziś dorośle rozmawiać będą przede wszystkim z dziećmi. Wręczając im ich osobiste menu wyjaśnijcie tajniki i triki, zabierając talerz dopytajcie o wrażenia, pokażcie się w kucharskim stroju i czapce na sali. Zapakujcie mały, słodki drobiazg w pudełeczko i pożegnajcie z nadzieją, że znajdzie jeszcze czas by Was odwiedzić. Przeprowadźcie przemyślaną kampanię reklamową na facebooku, zapraszajcie swoich stałych gości z informacją, że szykujecie dla ich całych rodzin specjalny dzień. Dopytujcie o imię dziecka podczas zapisywania rezerwacji i pozwólcie właśnie jemu poczuć się dziś dorośle. To co? ryzykujemy czy wrzucamy we fryturę karbowane frytki do ketchupu?